Hybrydowy Mercedes-Benz GLE przejedzie nawet 100 km na prądzie
Jest całkowicie elektryczny, na pełnej baterii jest w stanie przejechać ponad 200 km, a do tego oferuje 184 KM mocy, przyspieszenie do 60 km/h poniżej 4 sekund i zachwycającą zwinność. Jego cennik otwiera kwota 139 200 zł. Poznajcie Coopera SE Electric, czyli pierwsze Mini na prąd, które trafiło do masowej produkcji.
Zacznijmy od bardzo istotnej informacji: elektryczne Mini wykorzystuje zespół napędowy swojego starszego brata - BMW i3. Zaskoczeni? Chyba nie. Myślę, że po rynkowym debiucie elektrycznego BMW niemal pewne było, że w przyszłości Bawarczycy będą oferować także Mini na prąd, czyli tańszą alternatywę dla BMW.
Mały miejski gokart do "setki" przyspiesza w 7,3 sekundy, a od 0 do 60 km/h rozpędza się w 3,9 sekundy. Prędkość maksymalna wynosi 150 km/h. Za te osiągi odpowiada jednostka elektryczna, która generuje moc 184 KM (270 Nm maksymalnego momentu obrotowego). Silnik został zestrojony z jednostopniową przekładnią z wbudowanym mechanizmem różnicowym. To dokładnie ta sama jednostka, którą montuje się w BMW i3s. Podobnie zresztą jest z zestawem baterii o całkowitej pojemności 32,6 kWh.
Szybka ładowarka jest w stanie naładować baterie Minii Electric do 80 proc. w zaledwie 35 minut.
fot. Michał Jelionek / Trojmiasto.pl
Salony samochodowe w Trójmieście
Akumulatory w kształcie litery T zostały ukryte pod podłogą, wykorzystując dostępne zakamarki, jak chociażby przestrzeń po zbiorniku paliwa. Taki zabieg wymusił podwyższenie zawieszenia Mini o 18 mm, ale mimo to środek ciężkości udało się obniżyć aż o 30 mm, co doskonale czuć podczas prowadzenia tego filigranowego gokarta. Akumulatory pod podłogą sprawiły, że Mini Electric nie stracił na funkcjonalności, bo pojemność bagażnika pozostała bez zmian - pomieści 211 litrów.
Mini Cooper SE Electric
fot. Michał Jelionek / Trojmiasto.pl
Te wspomniane, futurystyczne wstawki to przede wszystkim nieszablonowe, 17-calowe felgi Corona Spoke, które przypominają nieco... gniazdko elektryczne występujące w Wielkiej Brytanii. Zamiast standardowego grilla, który przecież w "elektryku" jest zbędny, pojawiła się osłona z żółtą listwą i emblematem. Pozostawiono za to wlot na masce, który pełni rolę wyłącznie estetyczną.
Z tyłu zniknęły końcówki układu wydechowego, natomiast na nadwoziu pojawiły się cztery znaczki wskazujące, że jest to auto elektryczne. W mojej ocenie w tej konfiguracji - w szarym kolorze Moonwalk Grey Metallic z czarnym dachem i żółtymi wstawkami - Mini Electric wygląda bardzo interesująco.
To, co uwielbiamy w "elektrykach", to bezszelestne wystrzeliwanie niczym z procy. Mini Cooper SE Electric do 60 km/h jest niesamowicie szybki, ale im dalej w las, tym jest już coraz wolniej, co nie oznacza, że wolno. Nie można elektrycznemu "miniakowi" odmówić dynamiki, szczególnie w trybie sportowym, który nie ma nic wspólnego z oszczędzaniem baterii. Daje od siebie tyle, ile fabryka dała.
Mini Electric w stosunku do spalinowego, trzydrzwiowego Coopera S przytył o 145 kg. Nie zmienia to jednak faktu, że ten samochód prowadzi się po prostu świetnie. Bardzo dobre wyważenie sprawia, że jest to niezwykle zwinny miejski gokart.
Dodatkowo wybrać możemy siłę rekuperacji, czyli stopień odzyskiwania energii. Najmocniejsza rekuperacja jest tak silna, że momentami zapomnicie o istnieniu hamulca (np. dojeżdżając do świateł).
We wnętrzu w oczy rzuca się przede wszystkim ekran umieszczony za kierownicą, zastępujący klasyczne zegary.
fot. Michał Jelionek / Trojmiasto.pl
Auto do jazd testowych udostępnił dealer Mini Zdunek.