Trzeci odcień prawdy

Istnieją, jak mówią górale, trzy rodzaje prawdy: prawda, święta prawda i g.... prawda. Ten trzeci rodzaj jest ulubiony zwłaszcza przez władzę wykonawczą, choć nie można zaprzeczyć, że również przedstawiciele władzy ustawodawczej i sądowniczej często ten trzeci wymiar prawdy wprowadzają do obiegu. Ewidentnym przykładem g.... prawdy jest pogląd, jakoby planowane przez Ministerstwo Finansów wprowadzenie podatku od zakupu samochodów miało na celu dobro nabywców tychże samochodów.

Już samo twierdzenie, że podatek stanowi jakiekolwiek dobro, jest wysoce kuriozalne. Dziś takiego podatku nie płacimy (jako pierwsi nabywcy pojazdu); abstrahuję tu od VAT i od akcyzy, którą dziś zręcznie starają się zminimalizować osoby przywożące samochody zza granicy. Jeśli więc MinFin wprowadzi podatek i dziesięcioletni samochód będzie nagle kosztował o 8000 zł więcej niż dziś - to co, mam się z tego powodu cieszyć? Przecież doskonale wiem, że zabrane mi jednym pociągnięciem pióra prezydenta pieniądze (bo podatki uchwala sejm a notyfikuje prezydent), za które mógłbym coś dobrego zrobić dla swojej rodziny, zostaną prawdopodobnie użyte do załatania rosnącej dziury w budżecie państwa, za którą przecież nie ja jestem odpowiedzialny, lecz kolejne ekipy bezczelnie ten deficyt powiększające. Istnieje też wariant, obciążony niewielkim ryzykiem, że zabrane mi pieniądze zostaną zmarnowane, zdefraudowane, skradzione, wręczone jako "wziątka" lub "wziątek", jednym słowem będą moim niechcianym wkładem w zwiększenie poziomu korupcji, niegospodarności, nieuczciwości itp. itd.

Tego sobie nie życzę - a przecież nie mam żadnego wpływu na to, aby odbierający mi ciężko zarobione pieniądze przy okazji zakupu pojazdu MinFin gwarantował jakieś bezpośrednie korzyści.
I tu właśnie próbują nam wcisnąć g... prawdę.

Wprowadzenie podatku ma zatrzymać atrakcyjny obecnie cenowo import używanych samochodów zagranicznych. Podatek ma bowiem bazować na dwóch współczynnikach: wieku samochodu i związanych z owym wiekiem normami ekologicznymi Unii Europejskiej, a także na pojemności silnika. Nie bardzo wiem, dlaczego niby za silnik większej pojemności mam płacić wyższy podatek niż za mniejszy (z równym prawdopodobieństwem i wyczuciem sprawiedliwości mogłoby to wyglądać odwrotnie). Bywa przecież, że silnik większy gwarantuje lepsze osiągi i mniejsze zużycie paliwa, a bywa i odwrotnie - więc o co tu chodzi? A co do norm tzw. europejskich, to powiem: chcieliście Unii- no to ją macie! Ale i to g.... prawda, bo UE wcale na polskie ministerstwo ani na polski sejm w tej przynajmniej dziedzinie podatkowej żadnego nacisku nie wywiera. To wyłącznie MinFin-owski wynalazek.

Natomiast argument, że obecnie sprowadzane masowo zagraniczne samochody zagrażają bezpieczeństwu na drogach woła o pomstę do nieba, jest nieprawdziwy i idiotyczny. Po pierwsze dlatego, ze sprowadzane np. z Niemiec pojazdy mają przeważnie wyposażenie zapewniające wyższy poziom bezpieczeństwa (poduszki, ABS) niż samochody z tego samego rocznika zakupione w Polsce od dealera. Po drugie, bo są najczęściej dobrze utrzymane, zadbane, prawidłowo serwisowane, z niemiecką czy holenderską solidnością. Po trzecie wreszcie, bezpieczeństwu na polskich drogach zagrażają w najwyższym stopniu: dziurawe drogi, źle oznakowane rozjazdy, wyblakłe oznakowanie przejść dla pieszych, zatłoczone i wąskie jezdnie, całkowity prawie brak bezpłatnych autostrad i porządnych dróg ekspresowych, wreszcie pijani kierowcy.

Jakoś nie słyszałem, by projektowany przez MinFin druzgoczący podatek od zakupu pojazdu miał załatać coraz większe i coraz bardziej niebezpieczne dziury w jezdniach. Dlatego, nie usprawiedliwiając żadnego z karygodnych, wciąż narastających zaniedbać drogowego zaplecza motoryzacji, skłonny jestem uznać jeżdżących po kielichu kamikadze za negatywnych, lecz i tragicznych anty-bohaterów: na trzeźwo się tej nienawiści naszej kochanej władzuchny do kierowców zrozumieć nie da.