- 1 Kobieta zginęła w wypadku na obwodnicy (521 opinii)
- 2 Przesadzanie drzew na Witominie (94 opinie)
- 3 57 mld zł z podatku od sprzedaży paliw (43 opinie)
- 4 Nowy Jeep Avenger już w Trójmieście (17 opinii)
- 5 Olej napędowy już tańszy od benzyny (104 opinie)
- 6 Odnów identyfikator, by parkować za darmo (137 opinii)
Miernik lakieru, szwagier i ruszamy na łowy nowego auta
Sprzedaż 20-letniego samochodu w naszym kraju to gotowy scenariusz na film. I to komedię. To, jak zachowują się niektórzy potencjalni nabywcy... bywa wręcz zabawne. Niekiedy zdumiewające.
W wielu przypadkach model wspomnianego na wstępie "potencjalnego nabywcy" idealnie obrazuje poniższy mem.
Kredyt na 30 lat? Bardzo proszę, biorę
Jakie to prawdziwe. Załóżmy, że naszym bohaterem jest przeciętny Kowalski, który otrzymując zdolność kredytową, bez większego namysłu i przede wszystkim konsultacji z biegłymi w temacie kredytów czym prędzej leci do banku podpisać podsuniętą mu pod nos umowę, a tym samym "uwiązać" się kredytem na 30 lat. Carpe diem. Nie mając tak naprawdę zielonego pojęcia, co się wydarzy, gdy np. nadejdzie kryzys z galopującą inflacją. Czego boleśnie doświadczają dziś wszyscy kredytobiorcy.

20-letnie auto? Najpierw ekspertyza
Dla porównania ten sam Kowalski, umawiając się na oględziny 20-letniego auta, które prawdopodobnie w swoim życiu miało niejednego właściciela i zaliczyło prawdopodobnie wiele "parkingówek", najpierw sumiennie się przygotowuje do... ekspertyzy. To w końcu nie są przelewki. I jednak trochę to rozumiem, bo przecież, jakby nie było, szansa na "wtopienie" przy pełnoletnim aucie jest raczej większa niż w stosunkowo świeżych samochodach. A przynajmniej tak się wydaje.
Sztab ekspertów. Szwagier na czele
Potencjalny nabywca w pierwszej kolejności zwołuje sztab ekspertów na czele z wszechwiedzącym szwagrem. To z reguły on ma decydujący głos w sprawie. Szwagier wie wszystko. Szwagier to zazwyczaj także mechanik (a przynajmniej tak mu się wydaje), negocjator, no i oczywiście prawa ręka potencjalnego nabywcy.
Czasami na oględzinach obecna jest też trzecia osoba - to już prawdziwy mechanik. Zazwyczaj domorosły, z wieloletnim doświadczeniem. Jego zdanie jest istotne, ale nie aż tak ważne jak opinia szwagra.

Miernik lakieru oznacza koniec żartów
Ekipa jest. Pora skompletować ekwipunek. Oczywiście podstawą jest miernik lakieru - bez niego ani rusz. Mocniejsi gracze wyposażeni są dodatkowo w komputer diagnostyczny.
Eksperci rozpoczynają oględziny. Atmosfera jest raczej gęsta. Bez ceregieli. Sztab ekspertów wykonuje siedemnaste okrążenie dookoła auta. Po kolei "kopią w oponkę" i sprawdzają wszystko, co sprawdzić można. A lista jest długa...
Czy przypadkiem 20-letni samochód nie miał w swojej historii "obcierek", czy wszystkie szyby są oryginalne, czy nie ma ognisk korozji, czy na wszystkich elementach zgadza się odcień lakieru, czy wszystkie śrubki-śrubeczki są oryginalne, czy nie ma "masła" pod korkiem oleju, czy w aucie były palone papierosy, czy nie ma żadnych wycieków, czy kierownica przypadkiem nie jest wytarta nieco mocniej niż w 20-letnim aucie, no i w końcu, czy wszędzie zgadzają się mikrony (chodzi o grubość lakieru).
Koloryzowane.
I bardzo dobrze, że nabywca chce kupić auto w jak najlepszym stanie. Bierzmy jednak poprawkę na fakt, że cały czas mowa o oględzinach egzemplarzy wyprodukowanych w okolicach 2002 roku. Te samochody po prostu mogą być już - jakby to delikatnie ująć - zmęczone.
Gdy auto zdaniem ekspertów przejdzie pierwszy etap rekrutacji, ten drugi odbywa się na kanale. Ewentualnie, jeśli kanału w okolicy nie ma, szwagier i mechanik "nurkują" pod auto.

Przebieg - byle poniżej 200 tys. km
Oczywiście istotnym kryterium podczas zakupu auta jest jego przebieg. Mam wrażenie, że wielu potencjalnych nabywców lubi być po prostu oszukiwanych. Nieważne, że samochód śmiga po drogach już od 20 lat, ale przebieg musi się zgadzać. Czyli mieć poniżej 200 tys. km. "Inny jest nie do zaakceptowania". To taka bezpieczna dla wewnętrznego spokoju kupującego granica.
Trzeba być niepoprawnym optymistą, żeby uwierzyć, że samochód, który ma 20 lat, przejechał poniżej 200 tys. km. Albo szczęściarzem, bo pewnie takie egzemplarze też istnieją. Nie łudźmy się jednak. Normalnie użytkowane auta w takim wieku powinny mieć na liczniku co najmniej 300-350 tys. km.
"Panie, tyle to nie"
Gdy sztab ekspertów - oczywiście na osobności, jak przy tajnych naradach - zgodnie powie "ja bym brał", to pozostaje jeszcze smaczek w postaci negocjacji. Finalna cena podana została w ogłoszeniu, ale wiadomo, że targować się po prostu trzeba. Jakoś tak się utarło. Kiedy cena wynosi, dajmy na to 10490 zł, no to chyba każdy wie, po co to 490 zł w cenie się znalazło.
Przy 20-letnim aucie zazwyczaj burzliwe negocjacje rozgrywają się o 100, a niekiedy nawet o 50 zł. I wtedy słyszymy klasyczne "panie, tyle to nie" albo "zejdź pan na dobry obiadek", albo "dorzuć pan na paliwko do domu". I tak to się kręci.
To trochę zrozumiałe
Oczywiście ten artykuł należy potraktować z pewnym dystansem. Tekst nie ma na celu wyśmiania osób, które kupują starsze samochody. Absolutnie nie. Trzeba jedynie zdać sobie sprawę, że 20-letnie auto zapewne będzie miało wiele skaz i wad. To całkowicie normalne, nie wymagajmy cudów. Trzeba je po prostu zaakceptować albo szukać dalej. Sprawdzajmy, weryfikujmy, ale nie spodziewajmy się "igły" w tak leciwych samochodach. A mam wrażenie, że jest wielu potencjalnych nabywców, którzy własnie takiego stanu wymagają.
Opinie wybrane
-
2022-11-14 20:07
Zgadzam się jak najbardziej z artykułem a większość komentujących chyba go nie zrozumiała. (1)
Robimy cyrk z zakupu używanych aut, które i tak się popsują niezależnie czy szwagier obejrzał czy nie.
Kupując mieszkanie z kredytem na całe życie nagle ufamy bezgranicznie deweloperom, bankom i doradzcom kredytowym.
Niestety w tych miejscach też rządzi pieniądz i wola zysku a niekoniecznie interes klienta.- 17 6
-
2022-11-15 09:13
nikt nie ma problemu o to, że stare auto się zepsuje
problemem jest, że już jest zepsute a sprzedający niemal zawsze to zatajają
- 5 0
-
2022-11-14 08:34
Ja nawet nowe sprawdzam - bo często dealerzy sprzedają lekko używane jako nowe (4)
albo "spadło nam się z lawety". Rozumiem, że się zdarza, był sztorm i otarło się autko czy coś ale czy powinno być wtedy sprzedawane jako pełnowartościowe? Potem przy odsprzedaży każdy nieoryginalny lakier to problem.
- 59 6
-
2022-11-14 10:45
takie auta z reguły idą od razu do któregoś z pracowników ze znaczną zniżką (1)
albo mają wymienione elementy uszkodzone na nowe.
- 1 19
-
2022-11-14 11:30
...albo maja milimetr szpachli, alarmy na desce rozdzielczej i protokol kontrolny przed wydaniem bez uwag.
Jak moja Mazda.
- 18 1
-
2022-11-14 20:04
Tak. Już to widzę, jak sprawdzasz grubość lakieru odbierając nowy, zapłacony, ubezpieczony i zarejestrowany na ciebie samochód w salonie.
- 4 2
-
2022-11-14 22:09
"lekko używane" - czyli z jakim przebiegiem?
- 0 0
-
2022-11-14 07:03
Akurat w tym kraju miernik to podstawa (8)
Nawet przy nowych autach potrafią być szkody lakiernicze. A w tym kraju potrafili takie cuda blacharskie robić przy sprowadzanym szrocie z zachodu, o jakich się producentom nie śniło..
- 59 8
-
2022-11-14 09:36
A jak sprawdzisz czy lakier oryginalny czy nowy bez podkładu ? Gdy grubość taka sama ? (3)
- 3 7
-
2022-11-14 10:17
Bierzesz pomiar z dachu (2)
W każdym odcinku Motodziennika pan Jacek B. sprawdza samochody używane, i zawsze zaczyna pomiar od sprawdzenia z dachu. Człowiek ma spore doświadczenie w tej materii, więc mu wierzę.
- 13 1
-
2022-11-14 10:50
uwierz że są lakiernicy którzy ogarną to w ramach tolerancji zbliżonych do fabrycznych (1)
- 4 9
-
2022-11-14 18:05
Pewnie, ale nie na tanim aucie bo to się nie opłaca. To że coś było bite nie znaczy, że jest źle zrobione i nie nadaje się do jazdy.
- 9 0
-
2022-11-14 13:06
(2)
To ,że nowe samochody często mają malowane karoserie u dealera (parkingówki itp.) jest akurat częste. Ale odbierając nówkę z salonu nikt nie sprawdza jej miernikiem, zwłaszcza, że odbierasz już zapłacony i zarejestrowany samochód.
- 9 2
-
2022-11-14 20:00
Dokładnie. Ja się o tym dowiedziałem jak sprzedawałem swój kupiony w salonie samochód, od kupującego wyposażonego w miernik lakieru. Oczywiście nie miałem nigdy nawet obcierki.
- 2 0
-
2022-11-14 21:03
Ja sprawdzałem :)
Gdyby miał coś z lakierem to oczywiscie auto i tak bym kupił ale poprosiłbym o jakąś zniżkę albo np. hak w gratisie w zamian, że biorę lakierowane auto.
- 1 0
-
2022-11-14 20:49
I co ci da miernik
Jak będzie szkoda. Ktoś założy używana część. Ściągnie lakier do zera i nałoży nowy. I poznasz ze była szkoda nawet. Inna sprawa że każde auto miała jakaś przygodę. A Polacy kupują 15-20 letnie auto. A oglądają i chca aby bulo jak nowe
- 2 2
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.